Furiosa wjechała na canneńskie salony. Na festiwalu pokazano najnowszy film George'a Millera, czyli prequel "Mad Maxa: Na drodze gniewu". Czy "Furiosa: Saga Mad Max" jest lepsza niż zapowiadały zwiastuny? Czy może te silniki nie pracują już na pełnych obrotach? Ocenia Michał Walkiewicz. recenzja filmu "Furiosa: Saga Mad Max"
Kurioza autor: Michał Walkiewicz
Życia krąg albo wieczne koło popkultury. Franczyza się rodzi, dojrzewa, przekwita i umiera. A potem rodzi się ponownie, by znów wejść w dorosłość i zamienić się w proch. "
Furiosa: Saga Mad Max" jest zamaszystą relacją z drugiej młodości kina o chromowanych zębach, silnikach V8 oraz napełniających płuca spalinach, a także świadectwem Bóg wie której młodości reżysera
George'a Millera. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że buchająca ogniem i ociekająca smarem maszyna zaczyna jechać na oparach.
W przeciwieństwie do "jesiennych" dzieł wielu mistrzów współczesnego kina, powrót Millera do klasyki postapokaliptycznych narracji nie był ufundowany wyłącznie na nostalgii. Reżyser o tak dziwnej filmografii, że zmieściło w niej pięć części "
Mad Maxa", "
Czarownice z Eastwick", sequel "
Babe – świnki z klasą" oraz animacja "
Happy Feet. Tupot małych stóp", nie odpalił silników tylko po to, by zdyskontować pokoleniowy sentyment. Chciał rozruszać atomy w skostniałym kinie akcji; przypomnieć nam, że sednem tegoż gatunku wciąż są ruch, materia, fizyka obiektów, ciało uderzające o ubity piasek, metal trący o metal. "Furiosa" podąża wyznaczoną przez niego "drogą gniewu", lecz równocześnie rozwija mitologię świata po nuklearnej zagładzie. To film znaczenie większy – nie tylko z powodu dwuipółgodzinnego metrażu, ale także w zakresie tematycznych poszukiwań, w skali barokowej wizji oraz w spektrum stylistycznych rozwiązań. Na dobre i na złe.
Znamy doskonale ten rodzaj strategii artystycznej i związanego z nią ryzyka. "
Powrót Batmana"
Tima Burtona, "
Matrix: Reaktywacja" rodzeństwa
Wachowskich, gra wideo "
Doom: Eternal" studia id Software… Wszystko to tytuły z cyklu "naturalna kolej rzeczy"; przetrącone arcydzieła, w których pierwotną czystość konceptu złożono na ołtarzu tzw. worldbuildingu. W "Furiosie" zmianę sugeruje już sama struktura – utwór podzielono na rozdziały o pretensjonalnych tytułach, narracyjną ramą jest starotestamentowy moralitet, a kodem estetycznym – biblijna ikonografia. Bohaterka, która kiedyś zmieni się w bezwzględną twardzielkę na usługach lokalnego watażki, na razie jest bezwolną, uprowadzoną przez maruderów dziewczynką. Nikczemny Immortan Joe – w poprzednim filmie personifikacja totalitarnej opresji – to póki co jeden z graczy w krwawej rozgrywce o władzę na Pustkowiach. "
Na drodze gniewu" miało prosty wektor: jazda na południe, powrót na północ, a po drodze rozwałka, wszystko na szóstym biegu. "Furiosa" oddycha zmianą lokacji, tempa, stawki. Tamten film rozgrywał się w ciągu kilku dni. Akcje tego obejmuje piętnaście lat. I tak dalej, w ten deseń.
Całą recenzję filmu "Furiosa: Saga Mad Max" można przeczytać na jego karcie POD LINKIEM TUTAJ. "Furiosa: Saga Mad Max" – fabuła
Kiedy świat upada, młoda Furiosa zostaje uprowadzona z Zielonego Miejsca Wielu Matek. Wpada w ręce potężnej Hordy Bikerów, której przewodzi watażka Dementus. Po przebyciu Pustkowi porywacze docierają do Cytadeli, gdzie rządzi Wieczny Joe. Dwóch tyranów zaczyna walkę o władzę, Furiosa zaś musi przetrwać wiele prób, jednocześnie gromadząc środki, które pozwolą jej wrócić do domu.
"Furiosa: Saga Mad Max" – zwiastun